piątek, 2 stycznia 2015

Ulubieńcy kosmetyczni 2014 roku - twarz, ciało i włosy

Witajcie Kochani w Nowym, 2015 roku!

Mam nadzieję, że Wasza noc sylwestrowa była niezapomnianym przeżyciem. 1 stycznia był dla mnie dniem odpoczynku, refleksji i przemyśleń. Pozwoliłam sobie nawet na kilka postanowień. Jedno z nich związane jest z prowadzeniem bloga. Wierzę, że dam radę zamieszczać posty regularnie (od założenia bloga pojawił się TYLKO JEDEN). Żałuję ogromnie. Nie znalazłam chwili wytchnienia, by znaleźć czas na przygotowanie posta. Udało się to wczoraj. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i znajdziecie tu kilka pomocnych uwag. Jak w tytule – tematem posta będą moi ulubieńcy 2014 roku. Wiem, że w 2015 będę do tych kosmetyków wracać, nigdy się na nich nie zawiodłam. Niemalże każdą z buteleczek, każdy ze słoiczków etc. zużyłam do końca i nawet zaopatrzyłam się w kolejne opakowania. Przepraszam od razu za jakość zdjęć, ale nie miałam warunków, by zrobić to tak, jakbym chciała. 
A więc do dzieła 


Na dobry początek idą ulubieńcy z kategorii pielęgnacji twarzy i ciała:
kojące mleczko do twarzy Sensitia Iwostin
kojący płyn micelarny Sensitia Iwostin
Zacznę od demakijażu twarzy. Mam bardzo wrażliwe oczy, dlatego szukam kosmetyków, które ich nie podrażnią. Często przy demakijażu oczu towarzyszy mi łzawienie i szczypanie. Na szczęście znalazłam produkty tak delikatne, że problem zniknął. Drogie Panie – przedstawiam mleczko i płyn micelarny Iwostin Sensitia. Kosmetyki stworzone dla skóry wrażliwej, skłonnej do podrażnień. Mleczka używam przy demakijażu oczu. Od razu zrobiłam test – kosmetyk dokładnie i bez pocierania zmył wodoodporny tusz, który miałam na rzęsach 12 h! Przy demakijażu nic nie dostaje się do oczu, nie ma szczypania czy łzawienia. Mój mega mocny makijaż oczu zmyłam dwoma płatkami, podkreślam BEZ POCIERANIA. Poza tym mleczko ma działanie kojące i doskonale nawilża. Płyn micelarny służy mi do demakijażu twarzy. Z nim wreszcie czuję, że cały makijaż jest zmyty, a skóra odświeżona, oczyszczona i ukojona . Mój nr 1 w demakijażu!
pianka do myci twarzy Normaderm Vichy
Kosmetyk, który towarzyszy mi już drugie opakowanie to pianka do mycia twarzy Normaderm Vichy. Cenię bardzo tę markę, produkty są świetnej jakości, nie podrażniają mojej skóry i są przystępne cenowo. Skupmy się jednak na piance. Ma świetną konsystencję, nie jest to żel, który przelewa się przez palce (nie znoszę tego!). Trzy naciśnięcia pompki wystarczą na jedno mycie, przez co produkt jest bardzo wydajny. Przyjemnie rozprowadza się na skórze. Po użyciu czuć, że skóra jest dokładnie oczyszczona i świeża. Ale nie dlatego uwielbiam tę piankę, przede wszystkim poradziła sobie ona z moją największą zmorą – drobne zaskórniki. Od kilku ładnych lat nie miałam problemów z cerą, ale od roku zmagałam się z drobnymi krostkami na czole, czasem na nosie i policzkach + rzadko kiedy małe wypryski na brodzie. Z tą pianką problem zniknął, a jeśli już się pojawia to równie szybko znika. Zwłaszcza jeśli dodam do tego kolejne kroki pielęgnacyjne.

*swoją drogą polecam picie wapna, często małe krostki na twarzy to lekka reakcja alergiczna; jedna szklanka wieczorem i rano problem znika.
profesjonalny peeling Perfectin Re-liftin Iwostin
Kolejna rewelacja w mojej kosmetyczce to profesjonalny peeling na noc Perfectin Re-liftin Iwostin. To właśnie drugi krok w moim wieczornym rytuale, dzięki któremu mogę cieszyć się gładką cerą. Początkowo peeling stosowałam codziennie przez 2 tygodnie, teraz wystarcza mi 1-2 razy w tygodniu. Produkt ma bardzo lejącą się konsystencję. Opakowanie wyposażone jest w pipetkę, ale uważam ją za zbędny dodatek, ciężko się ją naciska. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie innej formy dozowania produktu. Nakładam cieniutką warstewkę i pozostawiam do wchłonięcia. Po wchłonięciu ma się wrażenie ściągnięcia skóry, ale to tylko wrażenie. Produkt świetnie wygładza cerę i złuszcza ją.
maseczka peelingująca Wild Rose Korres

Od kilku miesięcy nie rozstaję się z peelingującą maseczką Wild Rose od greckiej marki Korres. Ogromny plus na dzień dobry za to, że jest to kosmetyk w 100% naturalny i nie testowany na zwierzętach, podobnie cała reszta w portfolio marki. Co mnie urzekło to piękny, różany zapach, ale delikatny. Maseczka ma kremową konsystencję. Używam jej 2 razy w tygodniu naprzemiennie z peelingiem Iwostin i jestem zachwycona. Maseczka delikatnie, acz skutecznie, oczyszcza skórę i wygładza.
krem do twarzy na dzień i na noc Dramatically Different Moisturizing Cream Clinique


Ostatni krok w mojej pielęgnacji skóry twarzy to nowość na rynku – krem na dzień i na noc Clinique Dramatically Different Moisturizing Cream. Absolutnie wspaniały! Jestem w nim zakochana. Uwielbiam markę Clinique, ale ten krem to dla mnie wisienka na torcie. Ma lekką, kremową konsystencję, świetnie się go rozprowadza, szybko się wchłania i nie pozostawia na skórze tłustego filmu. Doskonale nawilża, pozostawia skórę aksamitnie gładką i sprawdza się jako baza pod makijaż, gdyż podkład się na nim nie roluje. Produkt ma same plusy, używam go od miesiąca i ciągle odkrywam w nim coś nowego. Najbardziej zaskakująca jest cena – jedynie 89 zł za 50 ml, a zaznaczam, że produkt jest mega wydajny. Polecam Wam DDMC z całego serca.


Nie zapominajmy jednak o pielęgnacji ciała :)
chłodząca pianka do nóg Propodia
Pierwszy kosmetyk, który polecam przede wszystkim latem to chłodząca pianka do nóg Propodia. Uwielbiam wszelkiego rodzaju pianki, dlatego ten produkt od razu przypadł mi do gustu. Co najwspanialsze – pianka rzeczywiście działa chłodząco. Wyobraźcie sobie powrót do domu po 8 h w wysokich butach. Ten kosmetyk to ratunek dla zmęczonych i opuchniętych stóp. Pianka skutecznie i szybko chłodzi skórę (o -3,6 st. C po 60 s. od aplikacji). Przynosi ulgę zmęczonym i ociężałym nogom, poprawia krążenie, wzmacnia naczynia krwionośne i ogranicza powstawanie obrzęków. Używałam jej latem nawet kiedy nie miałam zmęczonych nóg, bo po prostu uwielbiam to uczucie świeżości i lekkości po jej użyciu.
odżywczy balsam do ciała pod prysznic Nivea
Następny jest balsam po prysznic Nivea. Po porannym prysznicu nie zawsze mam czas, aby nałożyć coś nawilżającego na skórę (mam suchą skórę, zwłaszcza zimą), dlatego ten balsam na mojej półce jest zawsze. To jedynie +2 min. do prysznica. Ma konsystencję balsamu, pozostawia skórę jedwabiście miękką i nawilżoną. No i co najważniejsze – nie trzeba czekać aż się wchłonie.
SatinHands Mary Kay
krem zmiękczający, krem regenerujący oraz peeling
Jak wspominałam wcześniej mam suchą skórę. Największy problem to dłonie, zwłaszcza między palcami i zwłaszcza ZIMĄ. Kilka dni bez kremu i już mam suche skórki. Na szczęście z pomocą przyszła marka Mary Kay. Linia Satinhands to trio idealne – peeling, krem zmiękczający i krem regenerujący. To zestaw, z którym mogę cieszyć się gładką i nawilżoną skórą. Zaczynam od kremu zmiękczającego, który pomaga zatrzymywać wodę w skórze. Ma woskową formułę, świetnie natłuszcza skórę. Czasem nakładam go tuż przed snem i zakładam rękawiczki dla lepszych efektów. Następnie peeling, który złuszcza i oczyszcza naskórek, dzięki czemu skóra jest wygładzona i wygląda zdrowo. Na koniec krem, która dba o nawilżenie przez następne 24h.  Nie stosuję kosmetyków codzienne, gdyż zwyczajnie mi się nie chce... no oprócz kremu regenerującego. Cały zabieg wystarczy, że wykonam 3 razy w tygodniu. Uwielbiam tę linię także ze względu na orzeźwiający zapach melona.

To by było na tyle, jeśli chodzi o pielęgnację twarzy i ciała. Czas na włosy:
szampon i odżywka do włosów Mythic Oil L'oreal Professionnel
Ulubiony duet to szampon i odżywka L’oreal Professionnel Mythic Oil. Po pierwsze rewelacyjny zapach! Po drugie genialna konsystencja obydwu kosmetyków. Po umyciu włosy są lekkie, przyjemne w dotyku, pełne blasku, wyraźnie odżywione, jak z reklamy! Zużyłam już kolejne opakowania, dlatego posiłkuję się zdjęciami z Internetu, ale polecam z całego serca. Tak pięknych włosów nie mam nawet po wyjściu od fryzjera.
błyskawiczny tonik wzmacniający Pantene
Mój nr 1 to tonik wzmacniający Pantene. To już moje 3 opakowanie i na tym nie poprzestanę. Używam codziennie, na umyte lub na suche włosy. Jest prosty i szybki w obsłudze, dzięki specjalnej końcówce spryskujemy kilka razy skórę głowy i wmasowujemy kosmetyk. Wzmacnia on włosy, delikatnie unosi je u nasady i zapobiega ich wypadaniu. Do tego pięknie pachnie, jak dla mnie jabłuszkiem.
wykwintny krem wzbogacony szlachetnymi olejkami Elixir Ultime Kerastase
Kolejny hicior, który mam już w swojej kosmetyczce od roku, cały czas to samo opakowanie. Zamknięty w niepozornej tubce – krem multifunkcyjny. Nakładam na suche już włosy, aby je ujarzmić. Wystarczy zaaplikować porcję wielkości orzecha laskowego. Krem wygładza włosy, dodaje im lekkości i blasku.
olejek ochronny Garnier Fructis
Zawsze zanim wysuszę włosy nakładam na nie coś, co ochroni je przed negatywnym skutkiem wysokiej temperatury. Od miesiąca jest to ochronny olejek od Garnier Fructis. Super wydajny, bo tylko jedne naciśnięcie pompki wystarczy. Powleka on włosy cienką, tłustą warstwą ochronną. Po wysuszeniu włosy są lekkie, błyszczące, gładkie i tak przyjemne w dotyku, że nie mogę się powstrzymać i ciągle je czesz.
Dry Shampoo Batiste

Ostatni kosmetyk, wychwalany przez niejednego bloga. Zapewne każda kobieta miała okazję go przetestować, jeśli nie to na pewno o nim słyszała i już ostrzy pazurki przed zakupem. Produkt warty polecenia. Suchy szampon Batiste to ratunek, kiedy nie chcę myć włosów i mocno się spieszę. Zawsze mogę na niego liczyć. Mam nawet jego maleńką wersję w torebce. Wystarczy spryskać włosy u nasady, wmasować szampon i wyczesać. Fryzura szybko zostaje odświeżona, a dodatkowo szampon dodaje objętości. Dla takich leniuchów jak ja jest niezastąpiony.
Na koniec mam dla Was prawdziwą perełkę, również pojawiła się na wielu blogach nie tylko kosmetycznych. Zapach absolutnie zniewalający, lekki, kwiatowo-owocowy. Moje małe marzenie, które spełniło się w te Święta. Daisy Dream to mój ulubiony zapach 2014 r. Nie zapominam oczywiście o Acqua di Gioia Armani, ale Stokrotka skradła moje serce. 
Przepyszne akordy jeżyny, orzeźwiające cząstki grejpfruta i kruche nuty gruszki wprowadzają w błogi stan szczęśliwego fantazjowania. Jaśminowe serce, wzbogacone śliwką liczi i niebieską wisterią bije kobiecym wdziękiem. Natomiast w bazie marzenia spełniają się za sprawą piżma, wody kokosowej i akordu białych drzew.
Nie tylko zapach urzeka. Jak wszystkie flakoniki od Marca Jacobsa, Daisy Dream zamknięta jest w przepięknej buteleczce zdobionej stokrotkami. Pięknie prezentuje się na półce i cieszy oko zawsze, gdy jej używam.

Wyszło tego więcej niż przypuszczałam. Mam nadzieję, że dobrnęliście do końca i znajdziecie tu coś dla siebie :)

Spóźnione, ale szczere - Szczęśliwego Nowego Roku! Życzę Wam i sobie spełnienia marzeń, osiągnięcia zamierzonych celów i mnóstwo miłości.