piątek, 30 stycznia 2015

Wella System Professional - Liquid Hair i linia Repair

Cześć dziewczyny!

Nie wiem jak to jest z Wami, ale mnie pogoda za oknem wpędza w nieco depresyjny nastrój. Odcisnęła ona swoje piętno także na moich włosach. Niska temperatura nie jest ich sprzymierzeńcem, do tego codziennie męczą się i plączą pod szalikiem, elektryzują się i są trudne w rozczesywaniu. To znak, że potrzebują szczególnej uwagi w kwestii pielęgnacji. Uwielbiam moje włosy - są gęste, mocne, ale czasem potrzebują odrobinę dyscypliny. Świetnie się złożyło, bo w portfolio marki Wella Sp pojawiła się nowość, o której Wam dzisiaj opowiem.
Liquid Hair Wella Sp
Liquid Hair to serum opracowane z myślą o kruchych i łamliwych włosach, potrzebujących dogłębnej odbudowy. Formuła serum została oparta o technologię Molekularnego Wypełniania Włosów. W składzie znajdziemy połączenie dwóch egzogennych aminokwasów: alaniny i histydyny, które wnikają w głąb włosa, dzięki czemu odbudowują uszkodzone włókna od wewnątrz. Dzięki specjalistycznej aplikacji Liquid Hair skutecznie pielęgnuje zniszczone włosy.

Stosowanie serum jest niezwykle proste, troszkę czasochłonne, ale warte zachodu. Zabieg należy wykonywać raz na tydzień. Po umyciu włosów należy je lekko osuszyć. Następnie dzielimy je na mniejsze pasma i w każde z nich dokładnie wcieramy produkt (rękami bądź grzebieniem). Co najciekawsze działanie Liquid Hair opiera się na cieple suszarki. Pod jego wpływem wypełniane są ubytki wewnątrz włosów. Wystarczy 5 minut ciepłego strumienia. Na koniec serum należy spłukać ciepłą wodą przez 20 sekund. Gotowe! Proste prawda? A efekty widoczne są praktycznie od razu. Włosy są miękkie, elastyczne, błyszczące i przyjemne w dotyku. Produkt nie obciąża fryzury i jest bardzo wydajny - wystarczy 5 porcji z pipety, aby pokryć wszystkie kosmyki.
System Professional Liquid Hair dostępny jest w salonach fryzjerskich w cenie 119 zł za 100 ml.

Repair Shmpoo Wella Sp
Repair Conditioner Wella Sp
Aby podtrzymać efekty działania serum, należy stosować dodatkowo na co dzień kosmetyki do mycia i pielęgnacji z Wella z serii System Professional. Ja używałam produktów z linii Repair. Jak już sama nazwa wskazuje, jest ona przeznaczona do włosów zniszczonych, potrzebujących regeneracji. Szampon ma średnio gęstą konsystencję, dobrze się pieni i nie ma problemów ze spłukaniem go. Bardzo dobrze myje i odświeża włosy oraz wygładza ich strukturę. Do tego bardzo przyjemnie pachnie.
Repair Conditioner Wella Sp
Naprzemiennie wraz z szamponem używałam odżywki z tej samej linii i maski. Odżywka ma kremową, choć zbyt lejącą konsystencję. Wystarczy przytrzymać ja na głowie 30 s. Po spłukaniu i wysuszeniu włosy są miękkie, lśniące, delikatne w dotyku i łatwiej jest mi je rozczesać.
Repair Mask Wella Sp
Maska jest moim faworytem z tej linii. Jest gęsta i wydajna. Dobrze rozprowadza się na włosach. Daje rewelacyjny efekt - regeneruje już po pierwszym użyciu. Oprócz tego dodaje włosom mega objętości. Uwielbiam ją!

Wszystkie kosmetyki można kupić wyłącznie w salonach fryzjerskich. Warto zainwestować co jakiś czas w profesjonalne produkty do włosów, aby odżywić je i wzmocnić. Poniżej możecie zobaczyć efekty działania kosmetyków. Największym plusem dla mnie to gładsze, bardziej lśniące i łatwiejsze w rozczesywaniu włosy. 
Ściskam Was mocno i do następnego :*

P.S.  Już niedługo rozpocznę testowanie linii do włosów od Living Proof. Recenzja pojawi się na blogu :)

środa, 28 stycznia 2015

Przegląd szminek, pomadek i kredek do ust

Witajcie kochani!

Wracam do Was po dłuuugiej nieobecności z kolejnym postem. Tym razem postanowiłam zajrzeć do mojej kosmetyczki, którą noszę w torebce. Oprócz standardowych elementów, czyli szczotki, lusterka i bibułek matujących, najwięcej miejsca zajmują kosmetyki do ust. Zawsze mam przy sobie kilka ulubionych kolorów, dzięki czemu każdego dnia mam inny odcień na ustach.
Zacznę od najjaśniejszych:
Phyto-Lip Shine Sisley, nr 15 Sheer Balm
Po tę pomadkę sięgam najczęściej, zwłaszcza kiedy moje usta są wysuszone i potrzebują potężnej dawki odżywienia. Jest bardzo delikatna, kremowa i nadaje ustom intensywny połysk. Oprócz tego doskonale pielęgnuje usta. Zawiera masło kokum oraz masło z mango, dzięki czemu świetnie nawilża i chroni przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi, oprócz tego wygładza wargi i dodaje im miękkości. Zdecydowanie mój nr 1!
Shine Automtique Guerlain, nr 701
Podobne działanie do pomadki Sisley ma ta z Guerlain. Jest praktycznie bezbarwna. Mimo to nadaje ustom piękny, bardzo intensywny połysk, dzięki zawartości połyskliwych drobinek. Nie pozostawia na wargach nieprzyjemnej, lepkiej warstwy, przez co łatwo o niej zapomnieć :) Zawarte w składzie olejki i woski sprawiają, że  pomadka niemalże rozpływa się na ustach. Gwarantuje doskonałe nawilżenie już od momentu aplikacji. Na uwagę zasługuje również luksusowe opakowanie ze sprytnym suwakiem, dzięki czemu pomadkę można wysunąć jedną ręką.
Rouge Edition Velvet Bourjois, nr 10 don't pink of it!
Ta pomadka zasługuje na szczególne pokłony. Niezwykle trwała, zastyga niemalże od razu po aplikacji, a pigment zostaje na ustach nawet po jedzeniu czy piciu. Zapewnia gładkie, matowe wykończenie (nie wysusza!) pod warunkiem, że nasze usta są zadbane, bez odstających skórek. Jej konsystencja nieco przypomina lakier, a zapach wcale nie zachęca do malowania (przypomina akryl). Na szczęście szybko znika, a my możemy cieszyć się pięknie pomalowanymi ustami przez cały dzień. 
Color Boost Bourjois
Przyznam, że kosmetyki Bourjois skradły moje serce. Mam już w swojej kosmetyczce mega czarny eyeliner Liner Stylo, maskarę Twist Up The Volumepodklad BB Cream, pomadki Rouge Edition Velvet, a od kilku tygodni testuję nowe odcienie pomadek w kredce Color Boost. Przyznam, że jestem nimi zachwycona. Wspaniale napigmentowane, soczyste kolorki, pięknie prezentują się na ustach i dodają im blasku. Mają przyjemnie kremową formułę. Pozostawiają na ustach lekką, nieklejącą warstwę. Zawarty w nich wyciąg z jedwabiu nawilża usta, a SPF 15 chroni je przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych. Wszystkie trzy mam zawsze przy sobie i co godzinę mam inny kolor na wargach. Uwielbiam!
Color Riche Extraordinaire L'Oreal Paris, nr 500 molto mauve
O tej szmince nie muszę Wam słodzić. Zna ją już chyba każdy i niejedna Polka ma ją w swojej torebce. To co mnie w nich urzekło to wspaniały, lustrzany efekt, jaki można uzyskać. Usta nie są lepkie, wspaniale błyszczą. Są jakby nasączone intensywnym kolorem. Mam wszystkie kolorki, ale nr 500 to mój ideał.
Wonder Shine Full Color Ingrid, nr 292
Nie ukrywam, że kupiłam ją ze względu na kolor - delikatny, pastelowy róż to coś, czego mi brakowało. Używam jej rzadko, gdyż nie jest to mój ulubiony odcień. Czasem jednak mam ochotę na cukierkowe kolorki. Pomadka od Ingrid jest dobrze napigmentowana, dość trwała jak na tę półkę cenową. Ma aksamitną konsystencję i pięknie rozprowadza się na ustach. Sprawia, że stają się one miękkie i odporne na pierzchnięcie. Marzy mi się nr 295:)
Chubby Stick Baby Tint Clinique, nr 03 budding blossom
Ten balsam rewelacyjnie nawilża usta. Niech Was nie zmyli ten cukierkowy róż. Nie dodałam żadnego swatcha jak kolor prezentuje się na skórze, gdyż mija się to z celem. To, co rewolucyjne w tym balsamie to to, że na każdych ustach wygląda zupełnie inaczej. U mnie jest to delikatny, pastelowy róż, nie kryje całkowicie, ale daje bardzo naturalny efekt. To w niej lubię najbardziej. 
Pure Color Lasting Shimmer Estee Lauder, nr G3 dream pink
Szminka od Estee Lauder pozostawia na ustach wspaniały połysk. Oprócz tego ma intensywny, różowy odcień, który długo pozostaje na ustach. Szminka świetnie nawilża, pozostawia na wargach przyjemną, kremową warstwę. Zostawiam ją na wyjątkowe okazje, przede wszystkim na wieczór.
Old Hollywood Bobbi Brown
Bardzo rzadko podkreślam usta czerwoną szminką. Zbyt mocno rzucają się wtedy w oczy, poza tym częściej podkreślam oko. Czerwień zostawiam sobie wyłącznie na wieczór. Szminka z Bobbi Brown to najlepsza czerwona szminka jaką miałam. Po pierwsze nie zjadam jej zbyt szybko i nie są konieczne zbyt częste poprawki. Po drugie intensywna czerwień, soczysta, po prostu piękna. Dokładnie takiego odcienia szukałam. Po trzecie kremowa, delikatna konsystencja. Sprawia, że szminka jest przyjemna w noszeniu i świetnie nawilża wargi. Nie podkreśla też suchych skórek. 

Kochani, to by było na tyle. Ponownie mam nadzieję, że coś wpadnie Wam w oko. Zaczęcam do komentowania i obserwowania. Zmotywujcie mnie do działania, żebym wiedziała, że ktoś do mnie zagląda :)

:*

sobota, 10 stycznia 2015

Recenzja - balsamy do ust Softlips Perfecta od Dax Cosmetics

Witajcie Kochani!
Znowu miałam małą obsuwę w tworzeniu postów, ale ogranicza mnie czasowo praca. Na szczęście weekend to czas odpoczynku. Wyjątkowo nie miałam żadnych planów, gdyż ten tydzień mocno dał mi w kość. Musiałam nieco odespać...poza tym fajnie choć jednego dnia w tygodniu wstać o 13, biegać po domu w pidżamach i nadrabiać zaległości w serialach.
Przejdźmy jednak do najważniejszego. Jak w tytule, przychodzę dzisiaj do Was z recenzją rewelacyjnych balsamów z Dax.
Perfecta Lip Balm Softlips Dax Cosmetics

Pierwsze co urzekło mnie w tych balsamach to wygląd. Przypominają kolorowe kostki lodu. Oprócz tego, że świetnie działają, to jeszcze ładnie się prezentują!
Ale nie o to przecież chodzi w tego typu kosmetykach. Ja sięgnęłam po nie, gdyż miałam problem z pękającymi ustami. Zimą moja skóra się buntuje. Oprócz wysuszonych i popękanych dłoni moją zmorą są usta. Nie cierpię tego uczucia, gdy ocieram wargi o siebie i czuję n nich odstające skórki. Tuż po Nowym Roku zaczęły mi pękać kąciki. Znacie to, prawda? Nie można normalnie jeść, ziewać czy szeroko uśmiechać, bo rana rozszerza się, co spowalnia jej gojenie. Dałam szansę Softlips i nie zawiodłam się.
Perfecta Lip Balm Softlips Dax Cosmetics
Balsamy świetnie zmiękczają usta. Kilka minut po aplikacji warto zrobić peeling ust, a uczucie szorstkości zniknie. Taki peeling spokojnie można samemu wykonać w domu. Wystarczą miód i cukier w proporcji 1:1. Odrobinę mikstury nałóż na usta i delikatnie masuj. Później usta można po prostu oblizać. Oprócz tego balsamy świetnie wygładzają i nawilżają usta. Na co dzień nie lubię używać kolorowych szminek. Z balsamami Softlips moje usta wciąż  ładnie się prezentują, gdyż kosmetyk dodatkowo je nabłyszcza.
Dostępne są trzy pyszne zapachy: owocowy, miętowy i waniliowy. Ja na chwilę obecną w swojej kolekcji mam tylko te dwa pierwsze, ale już planuję zakupić wanilię. Uwielbiam ten zapach.
balsam miętowy Perfecta Lip Balm Softlips Dax Cosmetics
Po nałożeniu miętowego balsamu czuć na ustach przyjemne chłodzenie. Lubię takie "efekty specjalne" w kosmetykach.
Co mnie ogromnie zaskoczyło w tych balsamach to SMAK. Pomyślicie sobie, że jestem walnięta, bo kto by jadł coś takiego. Nie chodzi mi o dosłownie smak. Często zapominam, że nałożyłam coś na usta i zdarza mi się je oblizywać. Ku mojemu zaskoczeniu balsamy są słodziutkie, aż chciałoby się je zjeść!
balsam owocowy Perfecta Lip Balm Softlips Dax Cosmetics
Warto dodać, że balsamy w swoim składzie mają masło Shea znane ze swoich właściwości nawilżających. To dzięki niemu nawet najbardziej szorstkie usta zostają zregenerowane. Dzięki zawartości antyoksydantów oraz witamin A, C i E balsamy przynoszą ulgę spierzchniętym wargom i regenerują zniszczony naskórek.
Cena balsamów to jakieś 15 zł za 6,5 g. Sporo jak na tego typu kosmetyk, ale uwierzcie mi - warto!

balsamy Perfecta Lip Balm Softlips 5w1 Dax Cosmetics
Polecam Wam Softlips z całego serca, zwłaszcza jeśli macie problemy z pękającymi ustami. Jeśli to nie pomoże warto uzupełnić niedobór witaminy B2, która jest za to odpowiedzialna. W ostateczności szukajcie pomocy w aptece. Zdarza się, że dopiero specjalistyczna maść załatwi problem.

Dziękuję Wam bardzo, jeśli dotrwaliście do końca. 
Ściskam!
M.

PS. Testuję właśnie lakiery a'la żelowe. Podobno działają jak manicure hybrydowy. Nie zdradzę Wam jeszcze firmy. Już niedługo pospieszę do Was z ich recenzją.

piątek, 2 stycznia 2015

Ulubieńcy kosmetyczni 2014 roku - twarz, ciało i włosy

Witajcie Kochani w Nowym, 2015 roku!

Mam nadzieję, że Wasza noc sylwestrowa była niezapomnianym przeżyciem. 1 stycznia był dla mnie dniem odpoczynku, refleksji i przemyśleń. Pozwoliłam sobie nawet na kilka postanowień. Jedno z nich związane jest z prowadzeniem bloga. Wierzę, że dam radę zamieszczać posty regularnie (od założenia bloga pojawił się TYLKO JEDEN). Żałuję ogromnie. Nie znalazłam chwili wytchnienia, by znaleźć czas na przygotowanie posta. Udało się to wczoraj. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i znajdziecie tu kilka pomocnych uwag. Jak w tytule – tematem posta będą moi ulubieńcy 2014 roku. Wiem, że w 2015 będę do tych kosmetyków wracać, nigdy się na nich nie zawiodłam. Niemalże każdą z buteleczek, każdy ze słoiczków etc. zużyłam do końca i nawet zaopatrzyłam się w kolejne opakowania. Przepraszam od razu za jakość zdjęć, ale nie miałam warunków, by zrobić to tak, jakbym chciała. 
A więc do dzieła 


Na dobry początek idą ulubieńcy z kategorii pielęgnacji twarzy i ciała:
kojące mleczko do twarzy Sensitia Iwostin
kojący płyn micelarny Sensitia Iwostin
Zacznę od demakijażu twarzy. Mam bardzo wrażliwe oczy, dlatego szukam kosmetyków, które ich nie podrażnią. Często przy demakijażu oczu towarzyszy mi łzawienie i szczypanie. Na szczęście znalazłam produkty tak delikatne, że problem zniknął. Drogie Panie – przedstawiam mleczko i płyn micelarny Iwostin Sensitia. Kosmetyki stworzone dla skóry wrażliwej, skłonnej do podrażnień. Mleczka używam przy demakijażu oczu. Od razu zrobiłam test – kosmetyk dokładnie i bez pocierania zmył wodoodporny tusz, który miałam na rzęsach 12 h! Przy demakijażu nic nie dostaje się do oczu, nie ma szczypania czy łzawienia. Mój mega mocny makijaż oczu zmyłam dwoma płatkami, podkreślam BEZ POCIERANIA. Poza tym mleczko ma działanie kojące i doskonale nawilża. Płyn micelarny służy mi do demakijażu twarzy. Z nim wreszcie czuję, że cały makijaż jest zmyty, a skóra odświeżona, oczyszczona i ukojona . Mój nr 1 w demakijażu!
pianka do myci twarzy Normaderm Vichy
Kosmetyk, który towarzyszy mi już drugie opakowanie to pianka do mycia twarzy Normaderm Vichy. Cenię bardzo tę markę, produkty są świetnej jakości, nie podrażniają mojej skóry i są przystępne cenowo. Skupmy się jednak na piance. Ma świetną konsystencję, nie jest to żel, który przelewa się przez palce (nie znoszę tego!). Trzy naciśnięcia pompki wystarczą na jedno mycie, przez co produkt jest bardzo wydajny. Przyjemnie rozprowadza się na skórze. Po użyciu czuć, że skóra jest dokładnie oczyszczona i świeża. Ale nie dlatego uwielbiam tę piankę, przede wszystkim poradziła sobie ona z moją największą zmorą – drobne zaskórniki. Od kilku ładnych lat nie miałam problemów z cerą, ale od roku zmagałam się z drobnymi krostkami na czole, czasem na nosie i policzkach + rzadko kiedy małe wypryski na brodzie. Z tą pianką problem zniknął, a jeśli już się pojawia to równie szybko znika. Zwłaszcza jeśli dodam do tego kolejne kroki pielęgnacyjne.

*swoją drogą polecam picie wapna, często małe krostki na twarzy to lekka reakcja alergiczna; jedna szklanka wieczorem i rano problem znika.
profesjonalny peeling Perfectin Re-liftin Iwostin
Kolejna rewelacja w mojej kosmetyczce to profesjonalny peeling na noc Perfectin Re-liftin Iwostin. To właśnie drugi krok w moim wieczornym rytuale, dzięki któremu mogę cieszyć się gładką cerą. Początkowo peeling stosowałam codziennie przez 2 tygodnie, teraz wystarcza mi 1-2 razy w tygodniu. Produkt ma bardzo lejącą się konsystencję. Opakowanie wyposażone jest w pipetkę, ale uważam ją za zbędny dodatek, ciężko się ją naciska. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie innej formy dozowania produktu. Nakładam cieniutką warstewkę i pozostawiam do wchłonięcia. Po wchłonięciu ma się wrażenie ściągnięcia skóry, ale to tylko wrażenie. Produkt świetnie wygładza cerę i złuszcza ją.
maseczka peelingująca Wild Rose Korres

Od kilku miesięcy nie rozstaję się z peelingującą maseczką Wild Rose od greckiej marki Korres. Ogromny plus na dzień dobry za to, że jest to kosmetyk w 100% naturalny i nie testowany na zwierzętach, podobnie cała reszta w portfolio marki. Co mnie urzekło to piękny, różany zapach, ale delikatny. Maseczka ma kremową konsystencję. Używam jej 2 razy w tygodniu naprzemiennie z peelingiem Iwostin i jestem zachwycona. Maseczka delikatnie, acz skutecznie, oczyszcza skórę i wygładza.
krem do twarzy na dzień i na noc Dramatically Different Moisturizing Cream Clinique


Ostatni krok w mojej pielęgnacji skóry twarzy to nowość na rynku – krem na dzień i na noc Clinique Dramatically Different Moisturizing Cream. Absolutnie wspaniały! Jestem w nim zakochana. Uwielbiam markę Clinique, ale ten krem to dla mnie wisienka na torcie. Ma lekką, kremową konsystencję, świetnie się go rozprowadza, szybko się wchłania i nie pozostawia na skórze tłustego filmu. Doskonale nawilża, pozostawia skórę aksamitnie gładką i sprawdza się jako baza pod makijaż, gdyż podkład się na nim nie roluje. Produkt ma same plusy, używam go od miesiąca i ciągle odkrywam w nim coś nowego. Najbardziej zaskakująca jest cena – jedynie 89 zł za 50 ml, a zaznaczam, że produkt jest mega wydajny. Polecam Wam DDMC z całego serca.


Nie zapominajmy jednak o pielęgnacji ciała :)
chłodząca pianka do nóg Propodia
Pierwszy kosmetyk, który polecam przede wszystkim latem to chłodząca pianka do nóg Propodia. Uwielbiam wszelkiego rodzaju pianki, dlatego ten produkt od razu przypadł mi do gustu. Co najwspanialsze – pianka rzeczywiście działa chłodząco. Wyobraźcie sobie powrót do domu po 8 h w wysokich butach. Ten kosmetyk to ratunek dla zmęczonych i opuchniętych stóp. Pianka skutecznie i szybko chłodzi skórę (o -3,6 st. C po 60 s. od aplikacji). Przynosi ulgę zmęczonym i ociężałym nogom, poprawia krążenie, wzmacnia naczynia krwionośne i ogranicza powstawanie obrzęków. Używałam jej latem nawet kiedy nie miałam zmęczonych nóg, bo po prostu uwielbiam to uczucie świeżości i lekkości po jej użyciu.
odżywczy balsam do ciała pod prysznic Nivea
Następny jest balsam po prysznic Nivea. Po porannym prysznicu nie zawsze mam czas, aby nałożyć coś nawilżającego na skórę (mam suchą skórę, zwłaszcza zimą), dlatego ten balsam na mojej półce jest zawsze. To jedynie +2 min. do prysznica. Ma konsystencję balsamu, pozostawia skórę jedwabiście miękką i nawilżoną. No i co najważniejsze – nie trzeba czekać aż się wchłonie.
SatinHands Mary Kay
krem zmiękczający, krem regenerujący oraz peeling
Jak wspominałam wcześniej mam suchą skórę. Największy problem to dłonie, zwłaszcza między palcami i zwłaszcza ZIMĄ. Kilka dni bez kremu i już mam suche skórki. Na szczęście z pomocą przyszła marka Mary Kay. Linia Satinhands to trio idealne – peeling, krem zmiękczający i krem regenerujący. To zestaw, z którym mogę cieszyć się gładką i nawilżoną skórą. Zaczynam od kremu zmiękczającego, który pomaga zatrzymywać wodę w skórze. Ma woskową formułę, świetnie natłuszcza skórę. Czasem nakładam go tuż przed snem i zakładam rękawiczki dla lepszych efektów. Następnie peeling, który złuszcza i oczyszcza naskórek, dzięki czemu skóra jest wygładzona i wygląda zdrowo. Na koniec krem, która dba o nawilżenie przez następne 24h.  Nie stosuję kosmetyków codzienne, gdyż zwyczajnie mi się nie chce... no oprócz kremu regenerującego. Cały zabieg wystarczy, że wykonam 3 razy w tygodniu. Uwielbiam tę linię także ze względu na orzeźwiający zapach melona.

To by było na tyle, jeśli chodzi o pielęgnację twarzy i ciała. Czas na włosy:
szampon i odżywka do włosów Mythic Oil L'oreal Professionnel
Ulubiony duet to szampon i odżywka L’oreal Professionnel Mythic Oil. Po pierwsze rewelacyjny zapach! Po drugie genialna konsystencja obydwu kosmetyków. Po umyciu włosy są lekkie, przyjemne w dotyku, pełne blasku, wyraźnie odżywione, jak z reklamy! Zużyłam już kolejne opakowania, dlatego posiłkuję się zdjęciami z Internetu, ale polecam z całego serca. Tak pięknych włosów nie mam nawet po wyjściu od fryzjera.
błyskawiczny tonik wzmacniający Pantene
Mój nr 1 to tonik wzmacniający Pantene. To już moje 3 opakowanie i na tym nie poprzestanę. Używam codziennie, na umyte lub na suche włosy. Jest prosty i szybki w obsłudze, dzięki specjalnej końcówce spryskujemy kilka razy skórę głowy i wmasowujemy kosmetyk. Wzmacnia on włosy, delikatnie unosi je u nasady i zapobiega ich wypadaniu. Do tego pięknie pachnie, jak dla mnie jabłuszkiem.
wykwintny krem wzbogacony szlachetnymi olejkami Elixir Ultime Kerastase
Kolejny hicior, który mam już w swojej kosmetyczce od roku, cały czas to samo opakowanie. Zamknięty w niepozornej tubce – krem multifunkcyjny. Nakładam na suche już włosy, aby je ujarzmić. Wystarczy zaaplikować porcję wielkości orzecha laskowego. Krem wygładza włosy, dodaje im lekkości i blasku.
olejek ochronny Garnier Fructis
Zawsze zanim wysuszę włosy nakładam na nie coś, co ochroni je przed negatywnym skutkiem wysokiej temperatury. Od miesiąca jest to ochronny olejek od Garnier Fructis. Super wydajny, bo tylko jedne naciśnięcie pompki wystarczy. Powleka on włosy cienką, tłustą warstwą ochronną. Po wysuszeniu włosy są lekkie, błyszczące, gładkie i tak przyjemne w dotyku, że nie mogę się powstrzymać i ciągle je czesz.
Dry Shampoo Batiste

Ostatni kosmetyk, wychwalany przez niejednego bloga. Zapewne każda kobieta miała okazję go przetestować, jeśli nie to na pewno o nim słyszała i już ostrzy pazurki przed zakupem. Produkt warty polecenia. Suchy szampon Batiste to ratunek, kiedy nie chcę myć włosów i mocno się spieszę. Zawsze mogę na niego liczyć. Mam nawet jego maleńką wersję w torebce. Wystarczy spryskać włosy u nasady, wmasować szampon i wyczesać. Fryzura szybko zostaje odświeżona, a dodatkowo szampon dodaje objętości. Dla takich leniuchów jak ja jest niezastąpiony.
Na koniec mam dla Was prawdziwą perełkę, również pojawiła się na wielu blogach nie tylko kosmetycznych. Zapach absolutnie zniewalający, lekki, kwiatowo-owocowy. Moje małe marzenie, które spełniło się w te Święta. Daisy Dream to mój ulubiony zapach 2014 r. Nie zapominam oczywiście o Acqua di Gioia Armani, ale Stokrotka skradła moje serce. 
Przepyszne akordy jeżyny, orzeźwiające cząstki grejpfruta i kruche nuty gruszki wprowadzają w błogi stan szczęśliwego fantazjowania. Jaśminowe serce, wzbogacone śliwką liczi i niebieską wisterią bije kobiecym wdziękiem. Natomiast w bazie marzenia spełniają się za sprawą piżma, wody kokosowej i akordu białych drzew.
Nie tylko zapach urzeka. Jak wszystkie flakoniki od Marca Jacobsa, Daisy Dream zamknięta jest w przepięknej buteleczce zdobionej stokrotkami. Pięknie prezentuje się na półce i cieszy oko zawsze, gdy jej używam.

Wyszło tego więcej niż przypuszczałam. Mam nadzieję, że dobrnęliście do końca i znajdziecie tu coś dla siebie :)

Spóźnione, ale szczere - Szczęśliwego Nowego Roku! Życzę Wam i sobie spełnienia marzeń, osiągnięcia zamierzonych celów i mnóstwo miłości.